Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Rusinowym Dworze, ilerazy tu przybywał Sylwan, z nim razem życie i ruch przychodziły. Parobcy poruszali się ochoczo; Tatiana odzyskiwała siły, biegała i krzyczała. Pynia się stroiła i wydawała rozkazy w imieniu starej, a stara nawet czuła się przy synu inną.
Naostatek psy podwórzowe zdawały się też rozochocone przybyciem pana i ujadały niespokojnie, podbiegając ku wrotom. Rozpoczynały się dni jakby świąteczne; gotowano więcej i misy były pełniejsze — nie żałowano nabiału ani słoniny — parobkom dostawało się więcej wódki; obrus, którym stół był nakryty, zmieniano częściej, a zimą palono lepiej w piecach, aby Sylwan nie ziąbł.
On zwykle wesołości tu z sobą nie przynosił, przyjeżdżał smutny, lecz z czasem oswajał się z tym bytem i do jego nawyknień stosował.
Właśnie teraz, gdy Horpyna miała najmocniejsze postanowienie nakłaniać syna, aby już chłop-