Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

męczarnią niż rozkoszą? Najszczęśliwsi podobno są ci, co bezmyślnie pracują.
— I pan chcesz mnie taką widzieć? — zapytała Michalina.
— Nie, boś pani nie jest stworzoną do tego rodzaju żywota, a kto raz innego zakosztował, ten do pierwotnego, prostego, powrócić już nie może.
— A zatem — wtrąciła Misia, — obowiązkiem przyjaciela jest — nie dać się męczyć biednej, takiej jak ja, wygnance.
— Która będzie miała książki, pisma — wszystko, co życie przynosi — dodał Sylwan.
— Sądzisz pan, że martwą literą bez żywego słowa żyć można? — podchwyciła Misia. — Mnie przynajmniej to słowo jest koniecznie potrzebnem. Zróbmy nietrafne porównanie — książka być może chlebem, słowo żywe wodą, lub przeciwnie, ale obojga życie wymaga?
Zatem — mówiła, nie dając sobie przerywać — zatem potrzebuję pana, abym nie zamarła tu na wsi, i będę się spodziewała, że nas odwiedzisz. Wstała potem i zakończyła:
— Ani słowa więcej — wiem, że mi nie odmówisz.
Horpiński się skłonił. Zawierska, która niemniej uznawała zasługę wielką jego, zapewniała o wdzięczności, lecz zbyt naglącą nie była, w zapraszaniu do Zaborowa. Trwoga o to, aby się zbyt