Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Horpiński pośpieszyli zwiastować jej dobrą nowinę.
Dlaczego przestraszona już matka okazała się niedowierzającą i nie dała się uspokoić — trudno pojąć było. Cios, który ją dotknął niespodzianie, uczynił lękliwą i nieufną.
Dziękowała półgębkiem Horpińskiemu, lecz widać było, że słowom jego nie dawała wiary — i niepokój ją ogarnął.
Przyczyną było, że jej na myśl przyszło zwierzenie się hrabiego Antoniego o pochodzeniu Horpińskiego i posądzenie go, że zechce teraz korzystać z upadku, aby sięgnąć po rękę Michaliny. Córkę tak wydać za mąż — było dla niej drugim, może jeszcze cięższym ciosem, niż pierwszy. Raz wbiwszy to sobie w głowę, iż Sylwan na swą korzyść obróci ich nieszczęście — nie mogła się już uspokoić.
Córka spostrzegła to jej nowe rozgorączkowanie.
Gdy doprowadziła matkę do sypialni, składając pocałunek na jej czole, z życzeniem dobrej nocy, dodała na ucho ze smutnym uśmiechem:
— Śpij spokojnie — mamusiu — ani on się żenić ze mną, ani ja wychodzić za niego nie myślę.
Uścisnęły się w milczeniu.
Następnych dni parę przeszło w oczekiwaniu. Wojtek umyślnie spóźnił przybycie, dla uczynie-