Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie w duszy, iż Maniusia była mu przeznaczoną.
Cały wieczór przetrwał na straży przy matce i córce, tłómaczył im nieznanych ludzi, opowiadał historyjki — starał się okazać jak rozległe ma stosunki, popisywał się z dowcipem własnym i pożyczanym, — słowem: formalnie rozpoczął służbę przy Maniusi, która również uprzejmie, nieopatrznie, gorąco, dziecinnie nim się zajęła.
Dla wszystkich gości tego wieczora było to uderzającem; uśmiechano się z Emila, którego nikt nigdy nie widział jeszcze tak roztrzpiotanym i rozgorączkowanym zarazem; nazywano panienkę — naiwną i zdradzającą wychowanie na wsi.
Dla samej Bydgoskiej, która, prawdę powiedziawszy, przybyła do Warszawy dla... Maniusi, myśląc, że tu jej piękność ocenioną zostanie i świetny los jej zapewni — nie mogło nic być pożądliwszem nad spotkanie z Paczuskim... nie mogła dla dziecka życzyć nic pomyślniejszego nad rozkochanie się bogatego jedynaka, który był razem młodym, miłym i dobrym chłopcem.
Trochę zabobonna, wierząca w przeczucia, kabały i t. p. Bydgoska coś opatrznościowego widziała w tem zbliżeniu się do Paczuskiego i żywem zajęciu, jakie on okazał zaraz Maniusi. Zaprosiła go nazajutrz do siebie, oddała się w jego opiekę i jako, przyjaciółka matki, zapowiedziała mu, że będzie jego dobrego serca używać i nadużywać, bo w Warszawie niema nikogo.