Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja sam wyjeżdżając, nie wiem nigdy — dodał Sylwan, uśmiechając się.
Dzwonek powołał ich na miejsca. Emil wrócił na swoje, rozczarowany. Wielka owa odkryta tajemnica tłómaczyła się bardzo prozaicznie, i Horpiński nie czynił z niej sekretu.
Paczuski wyrzucał sobie teraz, iż fantazya za daleko go uniosła. Postanowił zaniechać dalszego śledztwa, ale następnego czwartku znalazł się u pani Zawierskiej.
Salon tego wieczora był przepełniony; tylko pana Sylwana nie dostrzegł Paczuski między gośćmi.
Panna Michalina ze swobodą i dobrym humorem zwykłym pomagała matce w zabawianiu gości i zdumiewała ich wielostronnością swoją.
Professor M..... po półgodzinnej z nią rozmowie, otarłszy pot z czoła, poszedł do Radcy S..... i nie mógł wytrzymać, aby mu nie zwierzyć się, jak go ta „dziewczyna“ intrygowała.
— Powiadam radcy: oczytana tak, że radbym, aby niejeden z naszych pseudo-uczonych — tyle tylko, co ona, miał wiadomości! Osobliwy fenomen!
Inni goście z równym pewnie entuzyazmem wyrażali się o tej cudownej pannie Michalinie, która tak wesolutko i dziecinnie się zabawiała tymczasem, jakby jej żaden bagaż naukowy nie ciążył.
Emil czatował na nią oddawna — nie mogła go