Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strony siedzący stary wojskowy, gaduła, wziął tak w rekwizycyą Horpińskiego opowiadaniem o kampanii tureckiej i szpitalu zapowietrzonych, iż Paczuskiemu z największą trudnością przyszło się wmieszać do rozmowy. Nie odpowiadano mu nawet.
Miał przyjemność tylko raz podać musztardę Sylwanowi i dwa razy nalać mu wina, za co niemym uśmiechem został wynagrodzony. Do rozmowy nie przyszło, aż po wieczerzy, ale i teraz jakoś się nie kleiło. Zaczepili o teatr, Horpiński się odezwał: że czasem trudno bywa dostać bilet dobry, tak niemi spekulowano. Paczuski pochwycił sposobność, aby się oświadczyć jako expertus w tej sprawie, z przyjemnością służenia.
Podziękowano mu zimno.
Wieczór, jak wszystko w świecie, skończył się, choć późno, i wszyscy z niego wyszli w tem lepszych humorach, że i biedne machiny — ciała, bardzo mile zostały ogrzane i podżywione. Emil miał wielką ochotę przeprowadzenia Sylwana ku jego mieszkaniu, ale ten mu się tak wymknął, jakby już w nim czuł natręta.
Schwyciwszy, w niedostatku jego, Józia, z nim poszedł Paczuski, mieniając spostrzeżenia tyczące się głównych osób: p. Michaliny, kilku pań, kilku znakomitości, które się w salonie ukazały, a wostatku i Horpińskiego.
Nie uszło to niczyjego oka, że panna Michalina,