Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale nie szanowała form przyjętych i buzi ślicznej utrzymać nie umiała. Zapytania jej i odpowiedzi czasami wprawiały w osłupienie śmiałością, zuchwalstwem niemal. Matka bladła naówczas, drżała — a Misia, gdy ją widziała przelęknioną, umiała wyplątać się z najcięższego położenia.
Rozum przyznawali jej wszyscy, nauki miała aż nadto, talent szczególniej do malarstwa zdumiewający; z powierzchowności naostatek sama już zdolną była oczarować i ująć.
Są nadzwyczajne piękności, które nic nie mówią; patrzy się na nie z uwielbieniem, ale odchodzi bez wzruszenia. Michalina miała w sobie coś tak uroczo pociągającego, iż kto ją raz widział, ten za nią tęsknił potem całe życie...
Wyższość jej nadpospolitych ludzi dawała się czuć we wszystkiem, a nie była dumną i odstręczającą.
Miernego wzrostu, kształtna i zręczna, miała główkę greckiej bogini, ożywioną promykiem rozbudzonej intelligencyi, jakiej bóstwa helleńskie nie miały. Czoło, więcej rozwinięte, niż na medalach i w posągach starożytnych, nie było jednak nieproporcyonalnie wyniosłem. Czarne oczy, pełne wyrazu, myślące, rozumne, nie biegały z przedmiotu na przedmiot, prześlizgując się po powierzchniach: wlepiały się, badały, zatapiały w ludziach i obrazach świata.