Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

proszony, stawiał się do tańca, przynosił bukiety, starał się o książki i nuty, i t. p.
Me mając wcale zamiaru żenienia się, Paczuski był łatwy do zajęcia się pierwszą świeżą towarzyszką niewieścią — lecz z równą łatwością zwracał się potem do innej i pociągającej urokiem nowości. Nie zbywało mu na pewnem wykształceniu, miał nawet czasem zachcianki do czytania i, gdy nie było co robić, połykał romanse francuzkie — nie czuł jednak potrzeby zagłębiania się zbytniego w nauce. Z tym zapasem, jaki już sobie uzbierał w towarzystwie, mógł uchodzić za dobrze wychowanego, roztropnego i przyzwoitego młodzieńca. O więcej się nie dobijał nateraz.
Życie obowiązków, pracy — spokojne, regularne, niekiedy mu się na dalekim planie ukazywało, jako nieuchronny koniec — ale tymczasem miał młodość do spożytkowania, i wyrzekać się jej nie myślał. Dobrego serca zresztą, — przywiązany do matki, nie swarliwy, lubionym był powszechnie. Starsi znajdowali go nieco dziecinnym, a czyniło go takim pieszczone wychowanie mamusi, dla której był zawsze jeszcze tym maleńkim Milusiem, którego długo, długo na kolanach trzymała.
Józio Szalawski, syn wysokiego urzędnika, w hierarchii zajmującego stanowisko znaczące, —