Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wmawiała potem w siebie, że obawy były próżne.
Niemniej jednak, po upływie tych paru miesięcy, Misia, gdy myślała, że kiedyś rozerwie się ta dobra przyjaźń z Horpińskim, że się przyjdzie rozstać — wzdychała.
On jeden dostąpił tego szczęścia i miał ten przywilej, wraz z malarzem (pół-Włochem, tak go tu zwano), iż go przypuszczono do oglądania artystycznych prac panny Michaliny.
Stało się to naówczas, gdy się przyznał przed nią, iż i on chorował na dyletanta... rysowal i zbierał motywa krajobrazów w nadziei, iż z nich kiedyś stworzy arcydzieło, gdy nadleci z góry natchnienie. Wspólna miłość sztuki stała się nowym węzłem, który ich połączył. Jesień się już zbliżała, gdy Sylwan, który zbyt długo już nie widział matki, uczuł się w obowiązku odwiedzenia jej. Wiedział już naprzód, jak ona go przyjmie, choć sama wyprawiała z Rusinowego Dworu.
Potrzeba było znaleźć jakiś pozór do odjazdu i wytłumaczenia się, ale w tem nie było trudności. Pierwszy lepszy mógł starczyć; Sylwan nie potrzebował tym razem bawić długo, ale chciał widzieć matkę.
Musiał zmyśleć jakieś zaproszenie na polowanie i — pojechał.