Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w okolice, do których i Horpiński z professorem staruszkiem był używany.
Misia nie jeździła konno — znajdowała to niestosownem dla kobiety — ale lubiła naturę, lasy, miała namiętność krajobrazów, studyowała je z rozkoszą.
Parę więc powozów brano zwykle na cały dzień, wyjeżdżając za miasto — a Michalina z artystą pół-Włochem usuwała się na stronę, aby niepostrzeżona mogła szkicować widoki, które potem przenosiła na płótno. Powracała z tych wycieczek bardzo ożywioną i szczęśliwą.
Sylwan też zapominał się przy niej, rozweselał się i odmładzał. Rysował on także, ale się do tego nie przyznawał.
Przy Michalinie wychodził z normalnego swego stanu, w którym od młodości, poznawszy rzeczywiste położenie swoje, trwał ciągle. Wpływ matki, widok tego, co go okalało, wyrabiały w nim nienawiść dla ludzi, urządzeń spółecznych — pojęć, które panowały i powszechnie były przyjęte. Skazany na wiekuiste wydziedziczenie i sieroctwo, choć napozór znosił je cierpliwie, w głębi duszy jednak miał nienasyconą chęć zemsty nad tymi uprzywilejowanymi, których sądził szczęśliwszymi od siebie.
Doznawał jakiejś przyjemności niezdrowej, gdy się komu z nich pośliznęła noga, gdy kto padł lub,