Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które tam pod Garwolinem gospodarują na kawałku ziemi, a on je często tam odwiedza, nie są jego mamunią i ciocią?
Misia spójrzała surowo na plotkarza, wyrazem twarzy okazując, że jej się to szyderstwo nie podobało.
— Masz pan już tak szczegółowe wiadomości o obrotach p. Sylwana? — zapytała.
— Opłaciłem drogo moję ciekawość, — dodał Emil. — Skradałem się do tych tajemnic, niewiele wartych, jak na polowaniu do płochliwej źwierzyny.
— I tyle tylko upolowałeś? — zapytała ciekawie p. Michalina.
— Niewiele więcej — rzekł Emil. Chciałem go tam, przebranego za chłopa (bo się, słyszę, maskuje), schwycić na gorącym uczynku, ale mi się nie udało.
Paczuski mówił z wymuszonym śmiechem, lecz postrzegł prędko, iż p. Michalina bardzo poważnie i smutnie przyjmowała te zwierzenia się jego, i po krótkiem milczeniu — dołożyła:
— Ja też jestem dosyć ciekawą tajemniczego tego człowieka, ale zdaje mi się, że poszanować należy to, co on okrywa zasłoną od oczu ludzkich. I pan powinieneś zaniechać tych badań. Jestem pewną, że gdyby się odkryło to, co się ukrywa,