Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

których żadnych ciężarów nie było, — szacowano naówczas na jakie stotysięcy złotych. Kawał lasu dodawał mu wartości.
Oprócz tego Sylwan miał pierwotnie przez ojca zapisanych czterykroć stotysięcy, które się przy życiu skromnem zwiększały w ciągu lat. Nie będąc bogatym, był na pojedyńczego człowieka zamożnym bardzo. Horpyna, która chciwie skąpiła i składała grosz każdy oszczędzony, oprócz tego uzbierała kapitał dosyć znaczny.
Życie tu nie różniło się wcale od zwyczajnego wieśniaczego, chyba jedną obfitością tego, czem się utrzymywało. Horpyna, parobcy i Sylwan żywili się jednakowo, a stara, choć się pokaźnie ubierać lubiła — mimo, że jej prócz swoich nikt nie widywał — miała z dawnych czasów tyle strojów i klejnotów, że jej one na całe życie starczyły. Syn w początku chciał, aby jakiekolwiek zrobiła sobie znajomości i miała kogoś dla rozrywki; ale ona, zdziczała i zbolała, oparła się temu.
Napróżno z sąsiedztwa ciekawi usiłowali się do niej wcisnąć, zobaczyć, zapoznać: odpychała ich dumnie i gniewnie.
Całą jej rozrywką były nucone pieśni tęskne — rozmowa z Tatianą, z synem, a czasem nawet z parobkami, dla których była łagodną z jednych względów, z drugich — surową panią.
Ludzie prości obawiali się jej, niby jakiej istoty