Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie jesteś zmuszonym rozwiązywać tej zagadki — Ma foi!
— Ale mnie ona drażni...
— Dowód, żeś bardzo młody — odezwał się zimno wujaszek Lurski — bo mnie, starego, najmniejszej rzeczy ona nie obchodzi... C’est un homme très comme il faut, a w towarzystwie to starczy; o siostrę się twoję nie stara, bo jej nie masz; wątpię żeby cię prosił o pożyczenie pieniędzy, bo nigdy ich od nikogo nie żąda, a często własnemi służy — pocóż się masz zagłębiać w analizy, które byłyby próżną ciekawostką...
— No — tak — przerwał Emil — ale mi pan przyznasz że — nikt go nie zna...
— I nikt się o to nie kłopocze! — powoli począł Lurski, który się krzywił już, że nawet na zimny grok czekać musiał. — Co komu do Horpińskiego? Przyjmują go wszyscy... awantur nie robi — niema na świecie uczynniejszego i usłużniejszego człowieka — co najważniejsza — nigdy u nikogo nie pożycza, pieniędzy ma zawsze podostatkiem — ma foi! Cela suffit!
— Tak — zawołał, tłumiąc głos i oglądając się Emil — ale zkądże ma pieniądze! Wujaszek się rozśmiał... i ruszył ramionami.
— To jego rzecz, nie nasza! La recherche de la paternité est interdite. Dajmy temu pokój.