Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w papierach i książkach, i ten chłopczyk śliczny, malutki, o którym w sąsiedztwie jakoś nawet słychać nie było...
Całe to życie wyglądało na zagadkę, a Repeszko szczególniej był łakomy na tajemnice... Ale się go tak pozbyto, odsyłając do Dzięgielewskiego, że nie było sposobu na nowo się do zamku wcisnąć, a pytać ludzi i nie śmiał, i wiedział, że się na nic nie przyda. Popatrzywszy więc tylko na dwór ów, na konie, psy i powozy z daleka, smutny, bo zawiedziony, poszedł Repeszko do swojej bryczki stojącej za bramą.
Ruch niezwyczajny w zamku potwierdził domysł jego, że syn domu, młody Eugeniusz, musiał z dalekiej podróży powracać. Na twarzach przechodzących sług widać było wesołość, wszyscy z pospiechem znać dążyli, aby młodego pana powitać.
— Trudno! rzekł w duchu Repeszko, potrząsając głową; narzucać się im nie przystało mi, a nie łatwi są dla obcych... ale z czasem... z czasem... niepodobna, żebym się ja tu nie wśrubował...
W tych myślach wyjechał za bramę, a że kawał dobry miał do Studzienicy, na sobie zaś najlepsze ubranie, pomyślał więc o tem, gdzieby przywdziać kitel swój codzienny, w którym około gospodarstwa chodził. W miasteczku tego czynić nie chciał, bo trzeba było zajechać do gospody, i za postojne, choć krótkkie, zapłacić, lub dać coś utargować. Przypomniał sobie, że na drodze do domu miał właśnie karczemkę w lesie, do Mielsztyniec należącą, w której najprzyzwoiciej będzie pomyśleć o przebraniu. Nakazał więc woźnicy aby przed nią stanął, a sam nad niepowodzeniem swej wyprawy się zadumał.
Karczemka owa, zwana wygódką, stała pośród starych dębów i sosen, nad samą drożyną, woźnica rad był w niej także dać koniom wytchnąć, sądząc że może pan przypomni sobie dać mu kieliszek wódki. Konięta same się zatrzymały przed wrotami; wy-