Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczestniczenia we wszelakiem trafiającem się nabożeństwie, gdy i odchrząkiwanie i lekkie szurganie nogami nic nie pomagało, począł powoli odmawiać: módl się za nami! — Usłyszawszy to, starzec podniósł głowę dosyć obojętnie, a zobaczywszy nieznajomego, lekko ją skłonił, ale litanią odmawiał dalej i doszli tak do końca. Dopiero po antyfonie, okulary złożywszy do środka książki, staruszek powstał powoli i zbliżył się milcząco do Nikodema, który mu się powtórnie a nader uprzejmie uśmiechając kłaniał.
— Chciałbym mieć szczęście, — ozwał się Repeszko — widzenia się z panem domu.
Służący się uśmiechnął, lekko ruszając ramionami.
— Godność pańska?...
— Repeszko Nikodem, sąsiad jegomości ze Studziennicy, z uszanowaniem, a trochę w interesie.
— Hm! hm! — rzekł stary kręcąc głową, i dobył grubego srebrnego zegarka, który miał u pasa za kontuszem, popatrzał nań uważnie, a potem znów namyślać się począł.
— Godzina jedenasta — rzekł — dochodzi za minut kilka. Nie wiem! nie wiem! Wszakże pójdę, oznajmię i zapytam, a waszmość pan raczy się tymczasem w sali zatrzymać i spocząć. To mówiąc, drzwi mu otworzył do obszernej komnaty, pustej, cichej, ale bardzo wspaniałej.
Była ona cała w drewniane okładziny biało ze złotem lakierowane przybrana, nade drzwiami tylko malowaniami staremi przyozdobiona. Na jednem z nich wchodząc dostrzegł pan Nikodem godła znikomości ludzkiej z napisami: Mors ultima linea rerum. W ścianach, naprzeciwko dwóch wielkich weneckich zwierciadeł, dwa były szczególne wizerunki, równie jak owe nadedrzwiami nie wesołe. Wystawiały one mężczyznę w zbroi, leżącego na katafalku ostawionym świecami, z godłem w górze: Credo videre bona in terra viventium — i kobietę również w trumnie spoczywającą, z krzyżykiem w ręku, a po nad nią na