Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swoją. Na domiar nieszczęścia nie umiał się modlić; źródło modlitwy w nim wyschło, wiara zamarła, serce zobojętniało. Młody, nie miał łzy, nieszczęśliwy, nie miał nadziei, chory, nie pragnął życia; jedne wspomnienia go wzruszały.
— Teraz, przyjacielu mój — rzekł Eugeniusz do Zaranka — rozstaniemy się na czas jakiś, mnie woła święty obowiązek... Ty spełnij tu trudne posłannictwo mściciela krzywd moich... daję ci nieograniczoną władzę, nawet przebaczenia w imieniu mojem. Uczyń co zechcesz, co ci serce natchnie. Ja muszę jechać.
Zaranek się domyślał celu podróży Spytka i truchlał znowu nad jej skutkami, nie wiedząc, co się działo z matką Eugeniusza. Nie śmiał on jej oznajmywać o przybyciu syna...
Powóz stał zaprzężony od godziny. Milcząc, siadł do niego młody człowiek, który ledwie miał tyle siły, że się mógł na stopień wdrapać. Konie ruszyły ku Rabsztyńcom i myśl razem z niemi. Eugeniusz, kręcąc się po świecie, choć pisywał do matki (nie oznajmując jej wszakże o bliskiem przybyciu swojem), od niej nie miał żadnej wiadomości. W drodze już, czyniąc z siebie i rodzinnych wstrętów ofiarę, postanowił pierwszy udać się do Rabsztyniec, podać rękę Jaksie i upaść do nóg matce. Czuł biedny, że życie jego niedługo się już pociągnąć miało; skazany na śmierć przez lekarzy, chciał przed zgonem pożegnać matkę, ubłagać ją, aby przyjęła od niego ofiarę majątku i pojednać się z całym światem...
W sercu Eugeniusza śmierć wszystką żółć i gorycz przesączyła na miłość i pragnienie pokoju i zgody... Miewał chwile oburzenia i gniewu, jak wczorajszą, ale te prędko w sobie tłumił, wspomniawszy na małość życia, na drobność spraw jego, na lichotę tych namiętności muszych, które trzepią skrzydły nad kruszyną trupiego pyłu.
Z bliska poznany, Eugeniusz obudzał litość i przywiązanie.