Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to co pozostawił za sobą, było jakby innem, odrębnem istnieniem. Im czulszą i wrażliwszą jest organizacya człowieka, im doskonalszą jego natura, tem więcej ulega takim przeobrażeniom, oszczędzającym mu dróg powolniejszych, jakiemi wlec się muszą inni. Zarzucają nieraz dziwactwo ludziom, nielogiczność ich biografom; ale możnaż poradzić co przeciwko fenomenowi, który jakkolwiek może być niepojętym dla wielu, jest powszednim i zwyczajnym? Widzimy go powtarzającym się niemal codziennie.
Dość spojrzeć na świat i istoty wybrańsze, które na nim część wieku przeżyły.
Takiemu przeobrażeniu nagłemu uległ młody Eugenek w przeciągu bardzo krótkiego czasu. Jedno słowo kasztelanica podrażniło jego dumę, obudziło wstręt, wstrząsnęło myślami spiącego, jeden wieczór zastanowienia i dumania, kilka wyrazów starego Siemiona, głos wreszcie omszonych murów mielsztynieckich, zmieniły go do niepoznania. Płochy nieco i roztrzepany chłopak, nagle zmężniał na duchu, spoważniał postawą. Zachmurzyło się jego czoło, poczuł w sobie spadkobiercę wielkiego i nieszczęśliwego rodu, powołanego do jakichś nieznanych obowiązków, nie władnącego sobą, związanego tradycyi nicią z praojcami... Cała ta noc przeszła mu na dziwnych marzeniach. Śnił, że jego sypialnię otaczały mary do ożyłych wizerunków portretowej sali podobne; u łoża jego siedziała niewiasta z krwawą różą w ręku i krwawym znakiem na szyi; starcy opowiadali mu dzieje domu.
W tym śnie nie brakło ojca, ale nie było matki. Nie wiedzieć dlaczego, uczuł się dla niej ostygłym, prawie nieufnym i zażalonym za to, że się okazała w ostatniej chwili zbyt dla Jaksy pobłażającą. W nim on już teraz nienawidził wroga. Jakiś gwałtowny wstręt, z każdą chwilą rosnący, rozżarzał się w sercu jego dla człowieka, w którym nieprzyjaciela postrzegł objawem nagłym.
Wstał pod wrażeniem tych nocnych widziadeł