Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielu dlań mgłą pokrytych rzeczy, tyczących się rodziny. Tytuł i pierwsze karty przekonały go, że się nie mylił; księga była wszakże zbiorem suchych heraldycznych wyciągów i wiadomości, wpisywanych różnemi charakterami i w różnych, jak się zdawało epokach.
Młody człowiek mało umiał po łacinie, bo już naówczas wychowywanie za granicą nie opierało się jak przedtem całe na klasykach; rozumiał jednak tyle, ile było potrzeba, by chciwą zaspokoić ciekawość. Genealogią odrzucił, szedł dalej... wiele kart zostawało niezapisanych. Ku końcowi kilkanaście ktoś po rogach przewlókł sznurkiem jedwabnym i opieczętował... Roztworzyć ich nie było podobna, nie naruszając pieczęci, która się zachowała cało. Sznur był wyblakły i zmięty, wycisk na wosku wyobrażał herby Spytków. Ta tajemnica zniecierpliwiła go nieco; nie śmiał złamać pieczęci, wahając się czy do tego miał prawo i usunął rękopis zamyślony, odkładając czytanie do jutra. Schował go jednak, jak drogą zdobycz do szafy, od której miał klucze. Chciał już zasnąć i spocząć, bo mu głowę rozsadzały myśli i marzenia, które raz pierwszy przyszły ją tak tłumnie nawiedzieć, ale oka zmrużyć nie mógł, mimowolnie stawało mu przed oczyma zjawisko w bibliotece, w które nie wierzył, a wspomnienia jego pozbyć się nie umiał... Śmiał się sam z siebie i postanowił nikomu o tem nie mówić, aby się drudzy z niego nie śmieli. Była to widocznie postać, stworzona w rozgorączkowanej wyobraźni, nic więcej; światło księżyca służyło jej za wątek, z którego to widmo zlepiła. Nie widział go przecież Siemion...
Tak rozmyślając, nadedniem dopiero, gdy księżycowe światło poczęło ustępować rannemu brzaskowi, młody chłopak zdrzemnął się znużony; ale we snach widział, jakby dalszy ciąg wieczornych zjawisk... owe postacie starych portretów, które nad łóżkiem jego stojąc, cicho się naradzać zdawały. Na