Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Najjaśniejszy Pan ci pewnie podziękuje — dodał Rzewuski.
Księciu pilno było dokończyć naradę w tym przedmiocie, obejrzał się po zgromadzonych.
— Więc cóż, zgoda? — zapytał.
— Ja tam nie wiem, — rzekł Morawski — czy tak naprędce, bez namysłu, rezolwować się godzi.
— Ale tu ani godziny niema do stracenia, — począł Estko — później ja się nie podejmę. Pan jenerał myśli, że takie malowidło można z palca wyłamać... Insi malarze lata nad podobnemi trawili, a tu w parę tygodni gotów być muszę i reputacyi sobie popsuć nie mogę.
— Smaruj już, smaruj, jakeś sam obmyślił! — westchnął książe. — A pamiętaj o tem, że tu królewskie te czwartaki mądre, Naruszewicze, Trembeccy, będą trutynowali i krytykowali i nie twoja, ale moja skóra za to pokutować ma.
— A, mości książe, — wtrącił artysta, rękę kładnąc na piersi — skrupi się to na Estce.
— A tybyś wolał, aby na mnie się skrupiło, panie-kochanku? — westchnął książe. — Dziękuję!
Rozprawy tedy na tem się skończyły i Estko tylko domagał się, aby natychmiast mu rusztowanie gotowano. Pełen zapału, wycofał się za drzwi gabinetu, pot ocierając z czoła, pod któ-