Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żano, ale zresztą było w nich wygodnie i zaciszno. Ubóstwo pana pisarza aż nadto biło w oczy.
Jedna skrzyneczka, z którą tu przybył, rządzik lichy, trochę odzieży, łóżeczko, na którem zamiast kołdry, wytarta opończa ze starym kożuszkiem się rozpościerała, szabelka oprawna w stalową pochew z rapciami zużytemi, w głowach łóżka, gromnica z wianuszkami od Bożego Ciała... i niepozorny krzyżyk, składały całe mienie i sprzęt gospodarza. Gdy Szerejko drzwi pierwszej izby otworzył, Filip, który siedział nad rejestrami, skoczył z piórem za uchem na przyjęcie, niewiedząc kogo miał witać, bo gości niewielu miewał. Szerejkę zaś z wielkiem uszanowaniem, jako i wiekiem i urzędem starszego, zwykł był przyjmować.
— No, co waćpan tu najlepszego porabiasz, — odezwał się, wszedłszy Litwin, i siadając za stół — co nowego u was? jak ci jest?
P. Filip skulił się, ramionami ruszając.
— A cóż! rejestra, jak widzicie, piszę, a zresztą niema u mnie nowego nic, oprócz, że mi stęchły owies przysłali, i bieda z tego będzie.
— E! co tam owies! — odparł Szerejko, pochylając się ku niemu. — A cóż ty o tem myślisz, że król Poniatowski ma zjechać tu do nas, do Nieświeża?