Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowska, której do zbytku ulegał, zazdrosną była i podejrzliwą, książe eks-podkomorzy narzekał na skąpstwo jego i t. p. Nikt go prawie nie bronił. Belgram też wyśmiewał pana i krzywił się, mówiąc o nim.
— Obdziera go, kto chce — mruczał, — a my, co mu służymy, czasem po pół roku nędznego jurgieltu się doczekać nie możemy. U nas wiekuista golizna. Król ambasadorom robi prezenty na tysiące dukatów, a my talara wysłużonego nie możemy się doprosić.
Takiemi zwierzeniami Szerejko ośmielony, wygadał się, sub rosa, Belgramowi z historyą Filipa Poniatowskiego. Paź śmiał się i zacierał ręce, znajdując, że psikus wyrządzony królowi, byłby wyśmienity.
— No i wojewodaby był skonfudowany, — dodał Szerejko — i całe to przyjęcie nie miałoby waloru. Układał się figiel doskonale, — westchnął Litwin — a tu, licho nadało, zdradził się sam pewnie Poniatowski i wszystko przepadło, zamknęli go. Cała nadzieja moja, że umknie, a naówczas ty go królowi zaprezentujesz i zda się na jego opiekę. Hę!
Belgram pomyślał trochę.
— Dlaczego nie mam go prezentować? —