Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo oczywistem było, że straż męska czas sobie skracała, sprowadzając dziewczęta do zabawy.
Panna Monika nie pokazywała mu się też, choć parę razy rękę jej widział i poznał ją, ostrożnie wsuwającą się przez drzwi uchylone.
Jak długo ta niewola trwać miała? Co potem nastąpić mogło? Kara? wygnanie?
— Niechby już było co chciało, aby się tylko wyrwać z tej klatki! — mruczał Filip.
W sobotę, gdy cały Nieśwież wieczorem popłynął do Alby na nową iluminacyą, w zamku się zrobiło cicho, jak w grobie. Biedny Filip chodził po izdebce, w której więcej nad pięć kroków tam i tyluż nazad zrobić nie mógł, wzdychał i coraz do gąsiorka zaglądał. Była to jedyna jego pociecha. Gdy mu się koło serca robiło mdło, uciekał się do lekarstwa węgierskiego.
Wtem, wśród milczenia tego, silne odchrząkiwanie pod oknem usłyszał. Powtarzało się ono tak natarczywie, iż wkońcu otworzył okno i wyjrzał w głąb, ale wzrok nie dawał rozpoznać, kto stał w dole, z głową do góry podniesioną. Na wszelki wypadek Filip odchrząknął także. Wtem doleciało go z podwórka:
— Szerejko...
Filip się tak wychylił, iż omało nie wypadł,