Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowało! Do licha! gdyby ten utrapieniec wszystkie piękne plany dysharmonijną nutą skrzyżował...
— Zawołać Monikę do przedpokoju! — rzekł do pokojowca pośpiesznie.
W chwilę potem dziewczę wpadło zdyszane. Książe mrugnął oczyma.
— A co?
— Siedzi! — zawołała, śmiejąc się.
Wojewoda palce na ustach położył.
— Patrzajże! aż do wyjazdu! bo... no... już ty to rozumiesz. Pilnować, aby się nie wymknął.
Monika miała czas zaledwie skłonieniem głowy zapewnić księcia, że rozkazy jego spełnione zostaną — zniknął.
Co się z biednym Filipem działo, który płynął, płynął z żaglem nadziei pełnym, a na brzegu utonął — opowiedzieć trudno. Czuł się zgubionym, nietylko przez to, że mu się do króla dostąpić nie powiodło, lecz, że za samę myśl tę obawiał się być przez księcia ukaranym. Miał więc w przyszłości ekspektatywę straty miejsca w dodatku. Wszystkiemu temu (jak sądził), musiał być winien Szerejko — nie chciał sam obwiniać siebie.
Wyobraźnia oprócz tego roiła jeszcze gorsze następstwa, bo wieczorem spodziewał się być