Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
77





VI.

Jak skoro doszła Kordeckiego wieść o uwięzieniu braci, łatwo się domyślił, co ich tam czekało w niewoli u szweda; ukląkł biedny i zapłakał, aż Miecznik musiał trzeźwić go słowy, wystawując że Miller jakkolwiek okrutny i samowładny, zbrodni się nad niemi nie dopuści, boby ta po całym polskim gruchnęła kraju i zaszkodziła sprawie Karola Gustawa.
— Zresztą, — dodał zaraz — macie mnie jeśli chcecie, w gotowości do traktowania, ja sam pójściem gotów, by ich uwolnić, niech tylko Miller da przyzwoitego zakładnika.
— Wy! — zawołał Przeor — prawa ręka i wódz Jasnéj-Góry! zlitujcie się! to być nie może!