Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
277

dzińcu ustawiono kotły do grzania wody i smoły, mającej się zlać na oblegających.
Żołnierz trochę odpoczął, a kobiéty i czeladź posługiwała; rozdzielono te nowe środki oporu tak, żeby je mieć wszędzie pod ręką; najwięcéj tam gdzie nadkruszenie murów i płytkość fossy spodziewać się napadu dozwalała.
Cały dzień Boży na tém upłynął.
Nad wieczór przyszła ze swéj kryjówki Konstancja do klasztoru i przyniosła wiadomość o przygotowaniach szwedow, spędzeniu ludzi z Rędzin, Dzbowa i ze Mstowa, którzy z płaczem i jękiem, opierając się jak mogli, szli pod płazami żołdaków kopać szańce i ziemię nosić bryłami. Żebraczka wlókła z sobą podarek zwykły, fartuch kul pełen; a rozdzieliwszy je pomiędzy załogę, posunęła się zwykłym trybem naprzód pod basztę Krzysztoporskiego, u któréj go nieznalazła, bo chory jeszcze leżał, potém powitać puste okienko, z którego na nią patrzała Hanna, nareście ku mieszkaniu Płazinéj.
W mieszkaniu szlachcianki, znalazła ją za stolikiem nad kufelkiem w towarzystwie drugiéj jakiejś kobiéty; szeptały cóś z sobą tajemniczo na ucho. Zobaczywszy starą, Płazina ofuknęła ją, zamknęła drzwi i odpędziła precz. Konstan-