Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
18

obecność Wachlera, wezwanego do klasztoru, trwoga szerzyć się zaczynała; spiskowi domyślali się o odkryciu występku i obawiali kary. Przeczuwając coś, biegali przerażeni, niepewni co z sobą czynić mieli, ale ich z oka nie spuszczano. Gdy posłyszano rozkaz żeby się wszystek lud zgromadził w podwórzu, pobladły twarze winnych i zabiły serca. Kilku chcieli uciekać fórtką, dwóch poczęli się już spuszczać z murów; reszta objęta, posłuszną być musiała i szła jak na ścięcie.
W towarzystwie kilku xięży i dowódzców przeor z krzyżem w ręku, wyszedł do zgromadzonych, spójrzał po twarzach zlękłych żołdaków i tak się odezwał:
— Uknuto zdradę, ale Bóg ją odkrył, wiémy kto do spisku należał, bo przewódzca jego schwytany, jest w ręku naszym. Niech Bóg ukarze lub przebaczy tym, którzy przeciwko niemu, przeciw przysiędze swojéj i sumieniu postąpili, my obłąkanych sumieniu własnemu zostawujemy. Słuchajcie i korzcie się dzieci moje! Głowa téj niepoczciwéj zdrady przeciwko miejscu świętemu odepchniętą zostanie i wyłączoną z pomiędzy nas; wy macie czas upamiętać się i nagrodzić gorliwością złe, któreście uczynić zamierzali. Nieszczęsna bojaźń oślepiła was; myślicież że