Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
142

— Cofać się nie będę, Polaków się nie boję, u nich wszystko na gębie, znam już tych krzykaczy! — mówił gniewnie generał.
— Ba! czasem przecie nie tylko krzyczą, ale się i biją! — przebąknął Sadowski, — i dobrze...
— A, kiedy wszyscy jesteście tego zdania, żeby mnichów uwolnić i polaków nie draźnić, czemuż z was nikt mi tego wprzódy nie mówił. Wejhard piérwszy ten dekret doradził, jako najlepszy na nich sposób!
X. Hesski który z wielą innemi nie cierpiał Wejharda, ruszył wzgardliwie ramionami.
— Generale, powinieneś był do téj pory przekonać się, co warte rady hrabiego.
— Cofać się nie mogę, — zawołał Generał do siebie; szukając już w myśli sposobu wycofania się — Polacy pohałasują, i umilkną jak zawsze.
— Trafia się to, — rzekł któryś z półkowników — ale do ostatka ich doprowadzać, i szukać jakby umyślnie, co najbardziéj rozjątrzyć, może, nie polityczna...
A Sadowski dodał:
— Jeśli wieść o tém gruchnie, a rozniosą ją szybko niechętni, cały naród powstać może przeciwko nam; już same to oblężenie nieszczęśliwe