Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
14

wu, głowę pochylił, chciał się zawrócić, sam nie wiedział co robił.
Głuche milczenie panowało w celi, wszyscy za przeorem wzrokiem go ścigali; pod wejrzeniami temi jak pod strzałami, coraz bardziéj tracąc przytomność, zdrajca gwałtownie do drzwi się rzucił, złorzecząc.
— Wachler! — zawołał łagodnie przeor, — odpowiadaj na zapytanie.
— Co — na co? — na co ja mam odpowiadać? bełkotał niezrozumiale puszkarz.
— Z kim, kiedy i jak ułożyłeś się o zdradę i poddanie Częstochowéj?
Na te słowa, rzekłbyś że piorun uderzył w niemca, wryty, osłupiały, zdrętwiał. Pan Czarniecki przyskoczył ku niemu.
— Tak jest, szołdro jakiś! wszystko wiadomo! nie myśl mi się zapierać, a chcesz-li życie unieść całe, mów mi tu zaraz prawdę; nie, to zaraz na gotową szubienicę!
Wachler padł na kolana i ręce złożył drżący, nim usta otworzył, już uznał się winnym. Pozostało go wybadać...
Przeor za ten cud dzięki Bogu składał.
Krzysztoporski posunął się ku niemu gro-