Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
103

z czoła zasępionego, poklękli, i skłonili chorągwie....
Biedni pojmańcy — ich serce było u ołtarza, a broń ku niemu zwrócona!
Zaledwo szwedzi to ujrzeli, gdy już regimenta Millerowskie pędziły daléj, modlących się polaków, i mało kto postrzegł to przyklęknienie, które objawiało w użytych przeciw Częstochowie żołnierzach, synów Królowéj, co tu panowała.
Miller z Wejhardem sądzili, że uwięzienie posłów, ukazanie Wolfa, wieść o poddaniu Krakowa, o wyjściu Czarnieckiego do Budzynia, przyspieszy, znagli poddanie. Nareście, myślał hrabia, zwyciężamy! i już się zemstą cieszył, już w myśli upokarzał dumnych mnichów, którzy śmieli go nie słuchać. Wielkie było zdumienie w obozie gdy Kuklinowski powrócił z odpowiedzią:
— Niech posłów uwolnią.
Miller się pochwycił z siedzenia.
— Zaraz, — rzekł — ja ich uwolnię, gdy na szubienicę pójdą. Co oni mi śmieją prawić o prawach wojny; alboż to twierdza, ta ich lisia jama, ta buda — alboż to żołnierze i wodzowie, alboż to posły?
I rozśmiał się ze złością, a rozgniewał znowu namiętniéj i kazał otaczać, zbliżać pod twier-