Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem, zajął miejsce swoje, ukląkł przed krucyfiksem, rozpoczynając ze wszystkimi modlitwę do Ducha Świętego.
Słychać było szmer upadających na ziemię kolan i cichy szept, jakby orzeźwiający dészcz wiosenny, zaszumiał po sali.
— Amen! powstali wszyscy: xiądz Augustyn Kordecki jaszcze chwilę z rękami złożonemi, z oczyma dźwigniętemi w niebo, choć usta miał zamknięte modlił się gorąco, duszą całą. Ojcowie oczekiwali by zszedł ku nim; w powadze, rozrzewnieniu niektórzy, poglądając na niego.
W tém podniósł się żywo, opromieniony, z pogodném czołem, z uśmiechem słodkim, otwiérając usta powitaniem zwykłém w zakonie i tak mówić zaczął.
— Kochani bracia, wezwałem was na radę, bo sam niemogę brać na barki moje wielkiéj odpowiedzialności, w okolicznościach teraźniejszych, kraju i świętego gniazda tego się tyczących. Niema już wątpliwości, że Szwed, który zalał całą Polskę i na naszą twierdzę Jasno-Górską się zbiéra: nie wiemy tylko dnia i godziny. Nie pytam was, bracia mili, czy tego miejsca powierzonego naszéj straży od półtrzecia wieku, bronić będziemy od napaści heretyków, bo to jest obowiązkiem