Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścia, prosiemy, prosiemy! zawołał podchodząc do drzwi Przeor.
Pan Krzysztof (był to niejaki Żegocki gubernator Babimostski, dobry przyjaciel xiędza Kordeckiego i całego klasztoru, a do tego i sąsiad nie daleki) zrzucił z siebie delję i z pogodną twarzą postąpił powitać gospodarza naprzód, potém pana Pawła. Aż miło było spójrzeć na tego nowego przybysza, tak spokojne miał oblicze, wśród posępnych i chmurnych, które go otaczały — dziwnie odbijające. Jaka twarz taka dusza, i nie było też może pod niebem szczęśliwszego nadeń człowieka; u niego wiara w Opatrzność, i zdanie się na Boga, tak było potężném i silném, że go xiądz przeor często Lilją nazywał, od słów psalmu o ptakach i liljach polnych, zwykle powtarzanych przez Żegockiego. Żadne dotąd nieszczęście niemogło mu odjąć pogody duszy poczciwéj, żaden cios niezachwiał wiary jego na chwilę. I dziś nawet gdy kraj cały szarpali nieprzyjaciele, gdy znaczną część majętności utracił, gdy byt przyszły zdawał się mroczyć, on z tak jasną i pogodną szedł twarzą, że x. Kordecki uściskał go w progu, wskazując panu Pawłowi.
— Oto panie człowiek wedle Boga, rzekł ca-