Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
336

— Do nóg upadam jaśnie wielmożnego szweda, — zawołała — do nóg upadam.
— Co to za baba? — spytał brata Pawła, Kaliński.
— E! to sobie kobiécina biédna, sługa Najświętszéj Panny; tak ją tu nazywają...
— Tak! tak! — szybko pochwyciła Konstancja, i bardzo się cieszę, że pan tak często chodzi do nas.
— Alboż co? — spytał Starosta.
— A! z uśmiechem kończyła stara, — bo już ja wiém co tu pana do nas sprowadza. O! o! ja to wiém! Jaśnie wielmożny szwed chce się widać nawrócić! Chwała Bogu! Tu już panie i Tatarów i Turków i wszelkiego heretyctwa siła się nawróciło, to i pana przyjmą, byle ze skruchą..,
— Co ona plecie ta opętana! — z oburzeniem odezwał się Kaliński, — albom to ja nie Polak i nie katolik?
— Może Bóg da, że i to przyjdzie! — mówiła sobie Konstancja — ale dotąd, co to mi za katolik, co z Najświętszą Panną wojnę prowadzi.
Kaliński zarumienił się i ramionami tylko ruszył.
— A ja jaśnie wielmożnemu szwedowi po-