Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

berka i rządzik jaki ozdobny, co go miał jeszcze od pradziada.

Wcześnie oddawano je na skład Paulinom, a ojcowie przyjmowali te depozyta sami jeszcze nie wiedząc, jak ich samych Bóg obroni. Słychać to było wprawdzie, że Karol Gustaw zapewniał kościołom i klasztorom bezpieczeństwo ich własności, opiekę dla wiary i jéj obrzędów, ale zarazem Częstochowa jako miejsce obronne, panujące do koła, na pograniczu Szląska, na drodze Szwedów do Krakowa, mogła im być potrzebném stanowiskiém. Pobożniejsi myśleli, że choć różnowierca, o tak sławne świętością nie pokusi się miejsce, by od siebie serc katolików tą napaścią nie odstręczył. Inni wnosili i nie bez przyczyny, że łupieżców przyciągnąć tu musi rozgłos o skarbach zgromadzonych na Jasnéj Górze, zarówno z potrzebą umocnienia się na tym punkcie. Nic jednak dotąd nie zwiastowało, żeby Szwedzi pomyśleli już o Częstochowie, u któréj podnóża, nikt się jeszcze z Gustawowskich żołnierzy nie pokazał. Ale ta cisza miała cóś w sobie straszliwego; odgłos wrzawy dalekiéj, wybitniéj coraz brzmiał w uszach zakonników, a nocny wicher jesienny, każdy huk