Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
327

Nathan, — twierdzę zdobyć muszą; jeśli do tego dopomożesz, masz dwieście talarów i życie darowane.
— Patrzą na mnie i pilnują dobrze.
— Ależ musicie mieć niechętnych, tchórzów, znieś się z niemi, byleście tylko fórtę nam otworzyli, reszta już nasza rzecz.
Wachler głową pokiwał. — Zobaczemy, — rzekł, — zobaczemy.
— Gdzież i jak rozmówiemy się? żywo mówił posłaniec, drugi raz niebędę się już śmiał podkraść.
— O północku dam ci znak wywieszoną czerwoną latarką... Jeśli ją zobaczysz na prawo od baszty, przychodź śmiało... Ja tu sam nocą na stanowisku u dział, nikt nie przeszkodzi.
— Do jutra...
Nathan wyrwał się jak oparzony, a Wachler pośpieszył fórtką nazad do twierdzy.
Nazajutrz niemiec zszedł rankiem w podwórzec do ludzi i Zamojski pierwszy postrzegł, że co dawniéj milczał jak kamień, to teraz gardłował ciągle między tłumem, narzekając na upor xięży i groźnie malując siły szwedzkie.
Opieszale szedł do roboty, a gorąco narzekał. Wpadło to i innym w oko, że skutkiem