Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
293

W tém któś z załogi poświadczył, że ją znano i Krzysztoporski odwrócił się od niéj, więcéj już nie wstrzymując.
Żywo szła daléj Kostucha, ale w podwórcach, choć dobrze znajoma, trafić nie mogła gdzie chciała: podsuwała się pod okna, pod drzwi, podsłuchiwała głosów i nigdzie nie zdawała zaspokojoną. W tém zdala ukazał się xiądz Piotr Lassota i stara cóś podumawszy, poszła w ślad za nim, w pewnéj trzymając odległości.
Xiądz Piotr poszedł do brata, a żebraczka przytuliła się do drzwi mieszkania, przysiadła przy ścianie, przyłożyła ucho do niéj, przylgnęła cała osłaniając chustami, jak gdyby drzemała.
W tém na próg wyszła Hanna, i ta nieforemna kupa łachmanów, ożywiła się na widok dziewczęcia, głowa wychudła z pod chust się wysunęła ze szczególném zajęciem, z pragnieniem, z jakąś miłością pałającą w wejrzeniu, które zwróciła ku Hannie. Zbliżyć się do niéj jednak nie śmiała, tylko drżąc, powoli posuwała się po ziemi, nie mogąc nawet ust otworzyć.
— Moja piękna panienko, — słodząc głos jak mogła, odezwała się wreszcie, — moja śliczna