ślijcie staréj matce jaki grosz, co tam zostanie po mnie.
— Wstydź się! wstydź! a żołnierz, — podchwycił Czarniecki — co to o tém myśleć, drugim jeszcze serce popsujesz...
A Kordecki dorzucił łagodniéj.
— Zapewne, odegnaj te myśli, ale uchowaj Boże nieszczęścia, pewnie się stanie jak chcesz...
Janusz w rękę pocałował przeora i zamilkł.
Poszli daléj. — Jedna część kortyny powierzona była Mikołajowi Krzysztoporskiemu, i na niéj znalazł go Przeor z Czarnieckim, chodzącego wielkim krokiem, zadumanego, ponurego a groźnego. Kordecki w jego twarzy znalazł ślad dnia upłynionego; smutniejsza, surowsza była niż zwykle i widocznie zmieniona uczuciem.
— Wy tutaj? zapytał go.
— Na stanowisku, — odparł ślachcić — noc nudna i długa, czekam dnia i szweda; — nie wiem czemuby się i w nocy nie bić!
— Dość ich będziemy mieli i za dnia, nie wywołujcie.
— A wam panie bracie, — śmiejąc się zawołał Czarniecki — już tęskno, prochu powąchawszy.
— O! tęskno, — odpowiedział Krzysztoporski — póki człek nie skosztuje wojny to się wzdra-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/284
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
284