— Mów, tylko nie głośno, co cię tu przyniosło?
— Służę, służę w regimencie x. Hesskiego.
— Jakżeś ty tu przyszedł?
Na brzuchu! wczoraj mi jeszcze o tobie powiedzieli... A co? jak tam u was?
— Bieda i głupstwo! rzekł z murów puszkarz. Was tam tysiące, nas tu garstka, a bronić się każą!
— Można mówić? spytał trwożliwie Purbach.
— Mówcie śmiało.
— Po co wy polakom pomagacie? ostróżnie i z wahaniem rzekł niemiec — Porozumiejcie się no z nami, będziecie mieli za co ręce zaczepić!
Wachler milczał... A! ba! rzekł po chwili, tu u nas dziwy, jutro-by xiądz generał wiedział o wszystkiem.
— Śmiéj się z tego! jak że to być może?
— Niewiesz nic! to czarownik jakiś!
A po namyśle dodał.
— No! a jakby tak... to wieleż zapłacą?
— Gadaj co chcesz.
W tém od dołu z fossy, dał się słyszeć śmiech, który z pod nóg Nathana, z ziemi się zdawał dobywać; a w górze zagrzmiało pytanie.
— Wachler? gdzie jest Wachler?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/278
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
278