Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
212

— Wszystko, rzekł — przebaczyć potrzeba, wszystko — jak Bóg przebaczył i darował, chceszli by ci było przebaczono.
— Wiem, rzekł powoli ślachcic podnosząc głowę i na rękach ją spierając, bo powtarzam codzień słowa modlitwy — ale ich winy przebaczyć nie mogę, nie mogę...
— I dla tego cierpisz, mówił Kordecki.
— Można darować upokorzonym, ale zuchwałym i urągającym?...
— Powtarzam ci mój bracie, jeśli kiedy to nad grobem trzeba wszystko i wszystkim przebaczyć. Chrystus dla nas przykładem, on modlił się za zbójców swoich, gdy go katowali.
Ślachcic boleśnie jąknął, spójrzał na wnuczkę i dwie łzy zbiegły mu po zżółkłéj twarzy, któréj policzki ceglany rumieniec choroby zapalał.
— Posłuchaj mnie ojcze, rzekł po chwili widząc, że Hanna odeszła do pierwszéj izdebki, trzeba żebyście poznali życie moje, a osądzicie czym winien, że przebaczyć nie umiem; życie to niepowszednie. Wiecie może od brata mojego żeśmy niebyli ubodzy, nie! Bóg dał kawał ziemi pięknéj i chleba dostatkiem i imie poczciwe i konsyderację u ludzi. Było nas tylko dwóch u ojca, ale młódszego wcześnie przeznaczono i