Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
202

Wszedł on do sali i ze skrzywioną kwaśną twarzą wymienił dwóch Polaków przybyłych, a na rozkaz przeora drzwi im széroko otworzył, sam oddalając się spiesznie.
Dwaj panowie towarzysze weszli z rumieńcem na twarzy, zafrasowani widocznie i zmięszani swém położeniem. Oba byli lat średnich, jeden rodem z Wielkiéj Polski, znać wojak od młodu; drugi nowy jeszcze, w piérwszém polu, trzymał się za panem bratem i nastawiał tylko miną, niewiele wiedząc jak sobie dać rady.
Przeor przyjął ich okazując zadziwienie:
— Kochani panowie! — rzekł, — a cóż to ja widzę? Polaków z Najświętszą Panną Częstochowską wojujących! czyście katolicy?
— Katolicy jesteśmy, — odpowiedział odważniejszy, — i Bóg widzi jak nas to boli, że ze szwedem tu przybyliśmy; wojować wcale nie myślemy, ani wojującym pomagać, ale stać musiemy.
— Taki to skutek płochego rzucania się, — zawołał Kordecki, — przystaliście do szweda, a szwed was na matkę prowadzi.
— Nie zapomnieliśmy czci winnéj miejscu świętemu, wielebny ojcze, — rzekł znowu piérwszy — i wojować nie myślemy, uchowaj Boże...