Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tolikiem dla przypodobania im. Nikt też wówczas w większéj nie żył przyjaźni z mnichami nad niego, nikt głośniéj czołem nie uderzał przed Częstochowską Najświętszą Panną. Choć z rzemiosła żołnierz, lepszym był jednak dworakiem i dyplomatą i dla tego przodem go wysłano, spodziewając się, że łatwo dawniéj znajomych mnichów skłoni do poddania się, malując im wymownie a zręcznie potęgę szwedzką i strasząc zniszczeniem, a z drugiéj strony złote obiecując góry.
Goszcząc w Polsce lat kilka, gdy nic tu otrzymać dla siebie nie potrafił, w spekulacjach się zawiódł, a podobno na farbowanych jego lisach, choć dobrze je ubarwił, poznano się; rzucił się był szukać szczęścia u Rakuskiego dworu. Tu, w ognisku ciągłych praktyk przeciwko Polsce, chciał być użytecznym, ale mu widać niedowierzano, bo niedługo popasał, a widząc że nic nie zyska, rzucił się do Konstantynopola. Wielu tak naówczas francuzkich i niemieckich błędnych rycerzy, noszących miecz i głowę do najęcia, kręciło się, a z rozpaczy wreszcie rzucało się do Turka na nauczycieli niewiernych przeciwko własnéj braci. Hrabia poszedł ich drogą, ale i tu mu się nie lepiéj poszczęściło,