Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/527

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o los swój troskliwość; ja nadto cię znam, bym sobie to dał wmówić. Jakkolwiek niestały, pamięć mam dobrą.
— Przywykłam do tego, — odezwała się, gniew udając, Cesia — że moje czynności są zawsze źle tłumaczone.
Wacław, nic już nie odpowiadając, usiadł przy Frani cały wzruszony jeszcze; Cesia pochwyciła kapelusz i znikła. Nikt jej nie odprowadził do drzwi, nikt nie myślał przebłagać i zawrócić: zmieszana siadła do powozu, który na nią czekał, i wróciła do Denderowa.
Były to jej ostatnie w Palniku odwiedziny.
Łzy Frani łatwo było osuszyć, a Wacław ukołysał przestraszoną opowiadaniem szczerem, szczerszem jeszcze niż kiedy, całego życia swojego. A serce tak wierzyć pragnie i tak je łatwo przekonać o tem, czego pożąda! Przykra ta chwila miała ten dobry i szczęśliwy skutek, że Cesia już się nie ośmieliła więcej zbliżyć do Frani i Wacława: wszelkie stosunki pomiędzy Denderowem a Palnikiem ustały i pokój niezmącony szczęśliwe gniazdko otoczył.


Skończmy nareszcie ten dramat już tak długi, a tak smutny, jednem tylko jeszcze spojrzeniem na główne osoby naszej powieści. Domyśleć się łatwo skutków komedji, odegranej z takim talentem: wywołać mogła oklaski chwilowe, ale nie oszukała nikogo. Napróżno silili się komedjanci: prędzej czy później maska z ich twarzy spaść musiała i odkryć zbladłe i zmęczone oblicze.
W lat kilka po opisanych wypadkach zmienił się do niepoznania Denderów, a ludzi, co go zamieszkiwali, rozpierzchłych po świecie, szukać było potrzeba. Wystawne pałace, wspaniałe herby, murowane ogrodzenia zaczynały już opadać z tynków, okna pozastawiane były deskami: ruina, nigdzie może prędzej jak