jeszcze ostatni promyk nadziei, słaby wprawdzie, ale jedyny: tonący się brzytwy chwyta. Z nim jeszcze, z obcym, grać było można swą rolę. Dendera powitał go smutny i wraz z przybyciem jego począł nadzwyczajnie być czułym dla synowej, której od kilku miesięcy nie widział. Ale baron, od osób ją otaczających dowiedziawszy się, jakie życie wiodła w domu męża, nie dał się uwieść pozorem troskliwości i przywiązania.
— Żyd musi mieć pieniądze, — rzekł sobie hrabia — mają klejnoty, srebra: niech zastawi, niech sprzeda; powinien nas ratować!
W kilka dni spotkali się oko w oko dwaj zapaśnicy: hrabia dumny i pewien siebie, baron chłodny i pokorny. Dendera zaczął od odmalowania mu prześladowania, którego padł ofiarą: zrobił z tego historyjkę tragiczną, umalował ją, powiększył i po półgodzinnej przemowie, wysłuchanej przez Hormeyera z cierpliwością przykładną, zakończył prośbą o ratunek: żądał tylko pół miljona.
Niemiec ani drgnął, ani się zadziwił, ani dał poznać po sobie, co odpowie: milczał, wahał się, nareszcie dobył z piersi głosu:
— Panie hrabio, — rzekł — małżeństwo syna pańskiego nie daje mu żadnego prawa do mojej kieszeni, zawarte w nieszczęśliwych okolicznościach, zerwać się musi. Córka moja nie znalazła ani w niem, ani w was serca i litości, jakąby zjednała nawet u obcych. Za cóż mi płacić każecie?
— Za imię, które nosicie! — z dumą, wspaniałości pełną, lakonicznie rzekł hrabia.
Baron ruszył ramionami.
— Nie staraliśmy się o ten honor i nie dobijaliśmy się o połączenie.
— Myślisz waćpan, — rozgrzewając się, rzekł hrabia — że ja nie wiem, kto wy jesteście?
Baron się rozśmiał posępnie.
— Doprawdy? — rzekł.
— Wiem wszystko! — wymówił hrabia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/516
Wygląd
Ta strona została skorygowana.