Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/451

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dowód, że w całej sile na dnie serca trwa jeszcze. Chciałżebyś serca zwiędłego i towarzyszki, która ci nic nad obojętność zimną dać nie może?
— Nadto kocham, żebym mógł się wyrzec nadziei.
— Powiem ci szczerzej jeszcze, hrabio, — wstając z miejsca, odezwała się Ewelina. — Nigdybym w świecie na nowy nie pozwoliła związek. Wiesz, co mnie skłania do tego, że ci nie odmawiam: oto nadzieja, że zobaczę Wacława, który jest żywym obrazem utraconego szczęścia mojego. Chceszże mnie jeszcze z tem wyznaniem?
— Kocham — odpowiedział Sylwan — i choć cień szczęścia pragnę mieć także.
— Namyśl się, — zawołała Ewelina — oddam ci rękę w nadziei, że się zbliżę do twego brata, że choć patrzeć nań będę mogła. Kochać cię nie będę nigdy, weźmiesz ze mną smutek, żałobę, obojętność... to słowo moje ostatnie. Ślubna twoja obrączka obejmie trupi palec zastygłej ręki. Namyśl się, namyśl się, panie hrabio.
To mówiąc, wyszła powoli, a Sylwan pozostał jak wkuty i, choć zimny na wszystko, choć wiedziony więcej rachubą niż uczuciem, na chwilę zawahał się, co mu czynić pozostawało.
Wejście barona, który czatował na narzeczonego, jak się zdawało, przerwało głębokie rozmysły. Ojciec wpatrywał się w niego z ciekawością badacza, jakby mu do głębi serca chciał zajrzeć.
Milczeli oba chwilę, stojąc przeciw sobie i mierząc się oczyma.
— Mówiłeś pan z córką moją? — zapytał baron.
— Mówiłem, — rzekł Sylwan — daje mi rękę bez serca; lecz serce — dodał żywo — spodziewam się pozyskać, usilnie starając się o jej szczęście. Czas jest wielkim lekarzem.
— Namyśl się pan, — dodał baron, kłaniając mu się i przechodząc do pokojów córki. — Rzecz jest wielkiej wagi, ja śpieszę do niej, ta rozmowa poruszyć ją musiała, może być dla niej szkodliwa.