Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A toż co? — zawołała — a to co? dokądże ten Jakób pojechał? czy zwarjował?
— Do Palnika — rzekł Wacław, spoglądając na Franię.
— Także się domyślił! nie wiedzieć poco! A toż obiad w Wulce zadysponowany! To sobie jutro pojedziecie, kiedy zechcecie, ale dziś, dalipan, nie dam.
— Kochana panno ciwunówno, jest obiad i w Palniku.
— Ale polędwica!
Wacław mimowolnie się rozśmiał.
Konie tymczasem szły żywo, a Brzozosia o mało się nie rozpłakała, zobaczywszy, że jej występ cały się zmarnuje. Wacław w ręce ją całował, prosząc, żeby mu się nie przeciwiła. Poczciwa ciwunówna uległa mu, wzdychając, rozczulona, ale w głębi jej serca lekką zachowując urazę.
— No! zobaczymy, z jakim on obiadem wystąpi.
Po chwili minąwszy dworek w Wulce, na widok którego jeszcze raz westchnęła Brzozosia, drożyną boczną zbliżyli się do Palnika. Od czasu, jak go widziała Frania i jej towarzyszka, zmienił się im do niepoznania. Dwór, zasłoniony wprzód mizernemi budowlami, które pozrzucano, teraz wśród drzew bielał jak nowy, odnowiony w istocie i na śliczne wiejskie przerobiony pomieszkanie. Wacław z wielkim kosztem i smakiem przesypał całkiem stare domostwo, ubrał, okrył na nowo i uczynił zeń ledwie nie książęcy pałacyk, ledwie nie willę bankiera, który nie patrzy, co ona kosztować będzie, byle nią zaćmił swych współzawodników.
Cacko to było, a Frania i Brzozosia, co mało świata widziały i nie pojmowały, jak za grosz wszystko można i prędko, i pięknie wykonać, zdumione krzyknęły obie, nie poznając Palnika. Trzymano przed niemi w tajemnicy to, co się tam działo, i niespodzianka tak się udała, że ciwunówna, stając przed gankiem, aż się przeżegnała.
— A toż co? a toż co? Jezu Chryste! czy czary,