Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem jabłkiem. Ciemierna, choć mała wioseczka, ale zapytaj czego tam brak? — las, łąki, pola... jakie pola! Woda, staw, sto dusz, ale jak się mają ludzie! Po sto dukatów dusza — na takie położenie niedrogo.
Wacław milczał. Trapiło to hrabiego, który się zapalał, usiłując wlać w niego przekonanie o potrzebie nabycia Ciemiernej, wartującej zaledwie połowę tego, ile wziąć za nią zamierzał. O czem innem myślał młody człowiek, okryty żałobą po świeżej stracie, a nazajutrz rozpoczynający nowe życie, i nie słyszał połowy tych pięknych rzeczy, które hrabiemu tak niepowściągnionym potokiem z ust płynęły.
— Nie mówmy o tem, — rzekł wkońcu Wacław — nie przyjechałem tu w interesach, zrobię, jak dla was będzie dogodniej, panie hrabio, bądźcie pewni. Sierota, przybyłem po dobre słowo i życzenie głowy rodziny na ślub jutrzejszy.
— Jutro? jutro się żenisz? — porwał się hrabia, ściskając go. — Niechże Bóg błogosławi. A mnie na wesele nie prosisz? Bodaj cię!
— Nikogo, panie hrabio, wesele to żałobą okryte, na świeżym jeszcze grobie. Nie chcę oczu obcych, któreby mojej Frani przykrą się może zdawały wymówką.
— No! jak chcesz, jak ci się podoba. Piękny zrobiłeś wybór, szczęście niechybne; życzę wszelkiego dobra, najdłuższych lat i licznego potomstwa! — dodał z uśmiechem. — Ale mi proszę żonę przywieźć po ślubie.
Tak się skończyły te ceremonjalne odwiedziny, z których, nie tracąc czasu, stary wyga korzystać już chciał, usiłując Wacławowi narzucić Ciemiernę za dług, który mu ciężył. Rachował on, że zbywszy się rotmistrzowskich dwóchkroć wioseczką, bez której klucz Denderowski zawsze kluczem mógł zostać, choć z wielką biedą i wykrętami jeszcze kryzys kontraktowy mógł przebyć, nie zrzucając maski i odgrywając dalej rolę pana. Rotmistrz Powała obiecywał