Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widział to, co Sylwanowi najjaśniejszą zdawało się przyszłością, i niepomału się uląkł projektu syna, o którego zdolnościach zwątpił odrazu.
— Głupi! — zawołał. — Potrzeba go ratować, bo wpadnie w jamę. Baron austrjacki! licho wie skąd! licho wie co! obszyty w tajemnicę! pół-Niemiec! To coś podejrzanego, to coś wielce podejrzanego! Sylwan już się dał pannic uwikłać: komedję z nim grają, gotów mi go złapać! To nieszczęście, to prawdziwe nieszczęście!
I, po raz drugi odczytawszy list Sylwana, Dendera zachmurzał się coraz bardziej.
— Wolałbym mniej, jakie cztery kroć, pięć kroć jasnych i czystych, niż te miljony, na srebrach, brylantach i podejrzanym tytule oparte! To jacyś awanturnicy!
Zygmunt-August tak był przestraszony zrazu, że gdyby nie interesa, sam chciał pośpieszyć do Warszawy i syna wyrwać z niebezpieczeństwa; ale nie było sposobu ruszyć z placu, bo musiał opędzać się wierzycielom i do końca durzyć ich widokiem swego pogodnego czoła. Pomyślał więc sobie, żeby wyjazd żony i córki przynaglić i przez nich działać na Sylwana, a to go zmusiło podzielić się z hrabiną Eugenją otrzymanym listem i swojemi nad nim uwagami. Oddawna już małżonkowie żyli z sobą na zimno, nie radząc się nigdy, w niczem do jednego nie dążąc celu; dla rozdrażnionej i upokorzonej hrabiny dość było, żeby mąż żądał czegoś, a rzecz ta, naturalną sprawą usposobienia jej, stawała się wstrętliwą i śmieszną. Można więc było przewidzieć łatwo, że i tu, jak skoro hrabia widzieć będzie czarno, hrabina biało zobaczy: tak się też stało. Udając pokorę i posłuszeństwo, z miną ofiary i poddaństwa wysłuchała Eugenja i listu, i uwag mężowskich, ale nie biorąc ich do serca, zlekka tylko ruszyła ramionami. Nie chciała się odzywać, bo wyjazd do Warszawy dla niej i dla córki wielce był pożądaną rozrywką: marzyła o nim znudzona i, choć wcale nie podzielała zdania hrabiego, a stosunki Syl-