Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiązany do niej i zakochany w jedynem dziecięciu ojciec nie śmiałby się może tak surowo, jak obiecywał, sprzeciwiać. Ale dotąd Frania żartowała sobie swobodnie ze wszystkich i wyżej myślą sięgając: bo wszystkie kobiety do wyższości pociąg mają. W tych, co ją otaczali, nie upatrzyła nikogo i zdawała się czekać na swego.
Brzozosia też ciągle jej wróżyła coś nadzwyczajnego i widzieliśmy już, jak niespodzianie wróżbom jej przypadek dał cień prawdopodobieństwa. Staremu szlachcicowi i przez głowę nie przeszło, żeby młode grafiątko mogło z płochą myślą spojrzeć na jego donię. Widział się nadto daleko od Denderów, a zbyt był znowu dumny, by o czemś mógł roić między nimi a sobą podchwyconem i wymodlonem.


W niedzielę przypadały szumnie zawsze i uroczyście obchodzone imieniny hrabiego Zygmunta-Augusta Dendery, na które zdaleka nawet zjeżdżali się chciwi zabawy panowie, półpankowie, szlachta dostatnia i w różny sposób znajomi lub przyjaźni solenizantowi. Dom hrabiego obszerny bardzo i dla gości wygodny. Wszelkiego rodzaju zabawy, a przedewszystkiem karty, dla młodzieży muzyka i tańce, dla starszych gawędka, wino stare i kucharz wyborny nęciły na ten dzień wszystkich dokoła o mil dwadzieścia. Hrabia przywiązywał pewną wagę do tego, żeby mieć w dniu tym jak najwięcej gości; w najlepszym był humorze, gdy ich pomieścić nie mógł i rywalizował z dalekim sąsiadem swoim, równie bogatym panem Zagrobskim z Wilczyna, o to, kto więcej mieć będzie przyjaciół półmiskowych, karcianych i kielichowych u siebie. Nie wahano się nawet, choć to nie jest we zwyczaju na imieniny, zapraszać lepiej znajomych, dla zwiększenia ciżby.
Denderów, stolica Zygmunta-Augusta hrabiego Dendery, od lat pięćdziesięciu podobno uhrabionego