Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miano do oficyny, przyszedł kamerdyner oznajmić, że hrabina czekała z niem w pałacu.
Była to robota Cesi, która, zobaczywszy Wacława, bojąc się, by jej nie uciekł, uprosiła matki, żeby śniadanie u nich podano.
Ostatnie jej manewry z Wacławem, jakkolwiek nieszczęśliwe, nie odebrały jej wcale nadziei przyciągnienia go jeszcze. Miała w zapasie Farureja na wszelki wypadek, ale wołała braciszka, a nadewszystko zwycięstwo nad tą Franią, której szczęście ją gniewało. Wacław był bogatszy od starego konkurenta, młody, przystojny, w sercu jej dla niego trwało jakieś nieopisane uczucie, które choć się może miłością nazwać nie godziło, pragnieniem było drażniącem, zniecierpliwionem, niespokojnem, gwałtownem. Rachowała na swój wdzięk, na dowcip, na wspomnienie lat dawnych, na słabość Wacława, na swoją umiejętność i szczęście... Nie chciała opuścić żadnej zręczności przybliżenia się do niego, uwikłania go w nowe sieci i, wybierając się do salonu, długą i ważną miała ze zwierciadłem naradę. To też wystąpiła w całym blasku, z całą zalotnością kobiety, która chce się podobać i na zdobycz czyha z gorączką zwycięstwa, z uporem młodości.
Wszedłszy do salonu, zastali matkę nie mniej od córki wyświeżoną, a Cesię przy niej z minką nawpół smętną, półszyderską i trochę dumną, z którą, jak sądziła, było jej najlepiej do twarzy. Ubiór jej, choć wiejski, choć porankowy, wielce strategicznie był obmyślany. Wiedziała, że Wacław lubił kolor czarny, że w nim, jak utrzymywał, najlepiej jej było, wzięła więc szlafroczek floransowy, ożywiając go szeroką ponsową pod szyją wstęgą, do boku przypięła odniechcenia bukiecik rezedy, rączkę zamknęła w obcisłą rękawiczkę, w której się jeszcze szczuplejszą wydawała, niż była w istocie, i koniec drobnej nóżki w prześlicznym trzewiczku ukazując z pod sukienki, siadła, dobrze obrachowawszy linje, które jej kibić oznaczały. Stary Dendera, który swoją rodzinę i dzie-