Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Są ludzie nieopatrzni, co w szale szczęścia rzucają go na drodze, sądząc, że potrzebować nie będą; ale kiedyż się wiara nie przyda?
Na takiej treści rozmowie zszedł wieczór. Wacław, dla uregulowania swojego nowego bytu, potrzebował jechać do Żytkowa i nazajutrz, otrzymawszy potrzebne papiery, których hrabia na pierwsze zażądanie nie odmówił, wybierał się już w podróż, ale uczuł się słabym. Ksiądz Warel go nie puścił; doznane wrażenia, zmiana losu, niepokój rzuciły go także na łoże boleści, z którego młodość dźwignąć go miała.


Ksiądz Warel z troskliwością matki pozostał przy chorym, pielęgnując go najstaranniej i nie oddalając się, chyba dla spełnienia koniecznych obowiązków swego stanu. Naówczas zostawiał w swojem miejscu poczciwą Dorotę, staruszkę najlepszego serca, ale gderliwą, która i proboszczowi nieraz dokuczyła wymówkami i przepowiedniami, i choremu też ich nie szczędziła.
Smolew był blisko Wulki, a Kurdesz wielkim przyjacielem plebana. Codziennie prawie stary wojak odwiedzał księdza, którego potrzeby tajemnie opatrywał, tak że tylko Dorota i on wiedzieli o tem; Warel byłby bowiem tej ciągłej ofiary nie przyjął, ale zbyt zajęty nie dopatrzył się, skąd co przychodziło.
Tu stary szlachcic pierwszy raz spotkał Wacława, i, widząc, że mu w plebanji, pomimo starań księdza, nie najlepiej było, uprzejmie zaprojektował przenosiny do swego domu, zaręczając, że Brzozosia i Frania dobrze go dopilnować potrafią. Napróżno opierał się temu i ksiądz Warel, i Dorota nawet; plebanja była oczywiście wilgotna, doktór od Wulki mieszkał niedaleko, wszystko zdawało się przemawiać za wnioskiem rotmistrza: zaprzężono więc brykę i chorego przewieziono do znanego nam dworku.
Wiadomość o tem niesłychanie w początku zdumia-