Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak się nigdy nie dzieje, trzeba walczyć, pracować i nieraz biedy przecierpieć. Najłatwiej sprzedać się za nędzny kawałek chleba; ale powtarzam, to prowadzi do ożenienia z garderobianą, i zostania organistą.
Wacław zamilkł, czując się poniekąd winnym.
— Cóż waćpan myślisz? — spytał hrabia. — Długoż tu będziesz?
— Przynajmniej do roku.
Dendera pokiwał głową z wyraźnem nieukontentowaniem.
— Ha! rób sobie, co chcesz! — odparł. — Ale cię przestrzegam, że jesteś na zupełnie fałszywej drodze: tracisz młodość i zginiesz marnie.
— Ażeby posunąć się dalej, — pocichu rzekł Wacław — potrzeba środków, pomocy, pieniędzy...
— Tych ci nie dam, — cynicznie odpowiedział Dendera — miałbym na sumieniu dłużej twojemu opuszczeniu się dopomagać, dosyć czyniłem dotąd; potrzeba samemu o sobie myśleć, a nadewszystko nie tu na wsi szukać sobie losu.
Wacław chciał odpowiedzieć, ale dano znać o przybyciu Farureja i hrabia zabrał go z sobą do salonu, chcąc, by się pokazał żonie i gościom. Trochę był chlubny ze swego wychowańca i czasem go tak wyprowadzać lubił, by wywołać pytania i napomknąć, co uczynił dla opuszczonej sieroty.
Wszedłszy, zastali już hrabinę, Cesię, przy której, ze swą młodocianą miną a starą twarzą, pobielaną tylko na nowo, siedział Farurej, prawiąc jej francuskie grzeczności i wyuczone dwuznaczniki. Cesia, zmieniona do niepoznania, pewna siebie, śmiała, mówiąca, wystrojona, opierała się odniechcenia na kanapie, wpatrując w bukiet, który jej ofiarował, bukiet kamelij i orchidei, przepyszny, nie wiem, skąd sprowadzony, ale zachwycających barw i woni. Wspaniała paulownia zajmowała środek tej ogromnej wiązki kwiatów, uderzając niewidzianemi kształty i rzadkością.
Gdy wszedł Wacław, Cesia zmierzyła go spojrze-